We śnie byłam znowu dzieckiem, szłam
wąskim pasem plaży. Moje bose stopy były mokre od przesiąkniętego wodą piasku.
Powietrze wypełniał zapach hot dogów i inny różnych fastfood’ów, śmiech i
krzyki dzieci. Morze spokojnie falowało. Widziałam siebie jakby z oddali.
Miałam na sobie za dużą dziecięcą piżamę. Dół spodni ciągnął się po ziemi.
Piasek wchodził między palce u stóp a włosy kleiły się do karku. Niebo było
bezchmurne i błękitne a słońce rozgrzewało bezlitośnie moją skórę. Ale moje
ciało drżało, idąc w stronę zamazanej postaci, którą widziałam przed sobą.
Gdy się zbliżyłam, postać nagle stała
się wyraźna jakbym wyostrzyła aparat fotograficzny. To była moja mama. Stała
nieruchomo w białej luźnej sukni którą wiatr bezwładnie miotał w powietrzu.
Gwałtownie zatrzymałam się a moje wielkie oczy wpatrywały się w opiekunkę. Ruszyłam
osłupiała przyspieszając kroku. Szybko dreptałam małymi stópkami przy czym
rozchlapując mokry piasek dokoła mnie, brudząc swoje nogi. Mama rozłożyła ręce
i kucnęła aby być na moim poziomie. Będąc już bardzo blisko niej rzuciłam się
jej na ramiona a ona objęła mnie i wzniosła na rękach. Obróciła się ze mną
kilka razy wokół własnej osi a ja jeszcze mocniej ścisnęłam jej szyję.
Zatrzymała się i odchyliła tak że patrzyłyśmy sobie w oczy. Jej twarz w blasku
słońca wyglądała pięknie a włosy rozwiane przez wiatr nadawały jej młodszy
wygląd. Przez chwile milczałyśmy a cała atmosfera na plaży ucichła.
- Mamo, tęskniłam za Tobą -zaczęłam
gładzić jej policzek, małą dłonią.
- Ja za Tobą też skarbie – powiedziała
opiekuńczym tonem i ciepło się uśmiechnęła ukazując rząd pięknych, białych
zębów - ale wiesz. Ja tylko śpię – jej uśmiech powoli zszedł z jej twarzy.
- To jak mogę Cię obudzić?!
–krzyknęłam i delikatnie potrząsnęłam nią za ramiona. Emma, ponieważ tak się
nazywała moja mama, podeszła ze mną do wielkiego głazu. Fale delikatnie uderzały
o niego rozchlapując wodę na wszystkie strony. Mama ułożyła mnie na kamieniu a
ona usiadła obok mnie.
- Kochanie, mnie się nie da obudzić –lekko uśmiechnęła się- Jestem z Tobą, żyję.. –na chwile się zawahała i cicho westchnęła- Tutaj –położyła rękę na moim sercu- i zawsze będę- ucałowała mnie w czubek głowy. Wstała z kamienia i skierowała się w stronę brzegu morza. Obserwowałam uważnie każdy jej ruch. Chciałam ja zatrzymać lecz jakaś siła nie pozwalała mi na to. Emma odwróciła się jeszcze i spojrzała troskliwie na mnie.
- Kochanie, mnie się nie da obudzić –lekko uśmiechnęła się- Jestem z Tobą, żyję.. –na chwile się zawahała i cicho westchnęła- Tutaj –położyła rękę na moim sercu- i zawsze będę- ucałowała mnie w czubek głowy. Wstała z kamienia i skierowała się w stronę brzegu morza. Obserwowałam uważnie każdy jej ruch. Chciałam ja zatrzymać lecz jakaś siła nie pozwalała mi na to. Emma odwróciła się jeszcze i spojrzała troskliwie na mnie.
-Uważaj na siebie Melanie –uśmiechnęła
się. Moje ciało znieruchomiało, nie mogła wykonać żadnego ruchy. Moja dusza tak
bardzo pragnęła teraz podbiec do mamy i zatrzymać ją lecz ciało odmawiało
posłuszeństwa. Nie wiedziałam co się ze mną w ogóle dzieje. Kobieta powoli
weszła do morza mocząc dół swojej sukni. Nagle udało mi się ruszyć. Natychmiast
wstałam z miejsca.
-Mamusiu! –krzyknęłam i wbiegłam do morza. Moje nogi
były już zmoczone do kolan. Chciałam iść dalej lecz usłyszałam słaby głos.
‘zostań’. Mama była zanurzona po wyżej pasa a ja znowu nie mogła się ruszyć.
Wyciągnęłam rękę przed siebie a mój wzrok stał się nie wyraźny przez łzy.- Mamo! –pisnęłam dziecięco- Proszę nie odchodź. Kocham Cię–dodałam ciszej wiedząc ze mama mnie już nie słyszy.
Otworzyłam gwałtownie oczy szybko
oddychając. Poczułam, że moje ręce są związane za plecami a na ustach mam
przyklejoną taśmę. Kompletnie nie wiedział gdzie się znajduję. Spostrzegłam, że leże w dużym aucie. Cała obolała podniosłam
się trochę na łokciach i wyczułam obok mnie leżącą postać. Nastolatka. Spała, lub była nieprzytomna, ciężko było mi to określić. Nie wiedziałam co się dzieje.
Nagle silnik ucichł i usłyszałam, że ktoś wysiada z przednich siedzeń. Drzwi bagażnika,
w którym się znajdowałam gwałtownie otworzyły się. Zamknęłam oczy stwarzając pozory, że
nadal jestem nieprzytomna. Poczułam jak ktoś nakłada na moją głowę ciemny, materiałowy worek i bierze na ręce.
Przez krótki czas czułam, że jestem w
powietrzu w czyiś ramionach. Nagle poczułam okropny ból w całym ciele. Ktoś
mną rzucił jak jakąś rzeczą na ziemię. Prawdopodobnie znajdowałam się teraz w jakimś obskurnym, cuchnącym magazynie.
- Dobra chłopaki.. mamy już nowe
cztery sztuki - usłyszałam niewyraźny głos najprawdopodobniej potężnego
mężczyzny.
- Ale chętnych na kupno trochę więcej
– teraz odezwał się głos który znam. Głos Marka. Nie trudno się było tego
spodziewać. Próbowałam się bardziej skupić na rozmowie między mężczyznami.
- Wiemy – to już drugi nieznajomy głos
– Mark. Co robimy?
- Przygotujcie więcej pokoi, ja zajmie się resztą – odparł Mark. Najprawdopodobniej był
przywódcą tego całego jakby gangu. Nie wiem nadal co się dzieje, o co chodzi i
dlaczego jestem tutaj, skneblowana. Ktoś się do mnie zbliżył i nagle odsłonił
twarz, ściągając ten śmierdzący worek z głowy.
- Nasza królewna się obudziła? – w
słabym świetle zauważyłam Marka. Patrzył na mnie z góry - chłopcy zostawcie nas
samych - ruchem ręki wypędził ich z
pokoju. Wziął z pod ściany dwa krzesła i ustawił je na środku pokoju naprzeciw
siebie.- Zapraszam – wskazał na jedno krzesło. Cała obolała podniosłam się.
Wolnym tempem podeszłam do krzesła i usidłam. Chłopak uklęknął przede mną i
chwycił za końcówkę taśmy. Powoli odkleił ją i usiadł na swoim miejscu.
- Czego chcesz? – powiedziałam
nieśmiało. Mark zaśmiał się szyderczo.
- Spójrz na mnie – powiedział
opanowany. Wzrok nadal miałam wbity w podłogę.- Spójrz na mnie! – krzyknął.
-Widzę że szybko można Cię
rozwścieczyć – zakpiłam i spojrzałam na niego przymrużając oczy.
- Zły początek mała – powiedział
złowrogo.
-Czego chcesz? – powtórzyłam pytanie.
Mark zacisnął pięści oraz swoją szczękę, wstał gwałtownie i stanął nade mną.
- Czego chce? –wysyczał- Twojego
cierpienia Melanie.. – powiedział tajemniczo po czym powoli rozluźnił spięte
ciało. - Przez parę lat cierpiałem przez ciebie, teraz chcę żebyś ty poczuła to samo.
- N..nie rozumie cię- szepnęłam
zdziwiona - Co ja ci takiego zrobiłam? –mój ton zrobił się żałosny,
napełniony smutkiem a do szeroko otworzonych oczu naleciały słone łzy – O co ci
w ogóle chodzi? – dodałam i spojrzałam na niego od dołu.
- O przeszłość.. – klęknął tak aby
nasze twarze były na tej samej wysokości - O naszą przeszłość Gray.
- C..co? –jęknęłam a moje ciało
znieruchomiało - Możesz mi do jasnej cholery to wytłumaczyć? Nie
rozumiem – cała zszokowana starałam się aby mój głos stał się spokojny ale nie
dałam rady. Po moich policzkach zleciały nie opanowane łzy.
-Wytłumacz mi – nalegałam. Niedbale
pociągnęłam powietrze przez nos próbując uspokoić swoje zachowanie.
- Nie teraz – wstał i założył kaptur na
głowę - Na dziś wystarczy – wolnym krokiem skierował się do drzwi.
- Nie! Zaczekaj! –krzyknęłam za
nim. Zaczęłam szarpać rękoma żeby uwolnić je z mocnego ścisku. Chłopak
gwałtownie się zatrzymał - Powiedz mi do cholery co się dzieje! – mój głos odbił
się echem po pustym pokoju. Mark odwrócił się w moją stronę. Z jego miny nie
mogłam nic odczytać. Otworzył usta chcąc coś
powiedzieć ale od razu się wycofał i zamknął je. Kiwną głową, jakby dając komuś znać, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie tak mi się zdawało samą. Po paru sekundach ogarnęła mnie ponownie ogromne zmęczenie a oczy same się zamknęły.
*
HARRY'S P.O.V
O drugiej nad ranem obudził mnie dzwonek mojego telefonu, kiedy dostrzegłem że dzwonił Louis zerwałem się pospiesznie z łóżka. Przekazał mi, że znaleźli miejsce w którym prawdopodobnie znajdował się Mark z całą ekipą. Miejsce było oddalone cztery godziny drogi od Londynu. Jedynym sposobem żeby sprawdzić czy tam właśnie jest Melanie, było pojechanie tam. Takim właśnie sposobem siedziałem już zniecierpliwiony w samochodzie Tommo. Jechaliśmy dobrą godzinę w zupełnym milczeniu. Za oknem pędzącego samochodu wznosiło się słońce, ulice były opustoszałe nic dziwnego było całkiem wcześnie. Odwróciłem swój wzrok i spojrzałem na Louisa, miał zaciśnięte usta w wąską linie, a dłonie stanowczo zaciskał na kierownicy. Cholernie się denerwowałem, nie miałem pojęcia w jakim stanie znajduję się teraz Melanie. Przerażało mnie to.
Po niespełna dwóch męczących godzinach, dojechaliśmy na miejsce. Tomlinson wskazał dłonią na kiwający się we wszystkie strony, stary znak.
- Tam musimy się dostać, ale już nie samochodem - powiedział mocno zachrypniętym głosem.
Pokiwałem tylko głową, na znak że rozumiem. Zaparkowaliśmy na poboczu, wyskakując szybko z auta. Uważnie zlustrowałem okolicę dookoła, wokół przewijały się zniszczone budynki i zardzewiałe blaszane garaże, nie wyglądało na to że tu ktokolwiek mieszkał. Naprawdę nieprzyjemnie.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy na wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Louis szedł przodem, prowadząc. Chwilę później przed nami pojawił się wysoki budynek z ciemniej cegły, przed nim stały dwa czarne vany o identycznych rejestracjach które namierzył Louis. Koło samochodów kręciło się czterech umięśnionych facetów. Ukryliśmy się za wysokimi krzewami, pozostając niezauważonymi.
- Mamy skurwiela - mruknął pod nosem Tommo, zadowolony ze swojej roboty.
Przeczytałeś? Skomentuj, daje nam to ogromną motywacje x
HARRY'S P.O.V
O drugiej nad ranem obudził mnie dzwonek mojego telefonu, kiedy dostrzegłem że dzwonił Louis zerwałem się pospiesznie z łóżka. Przekazał mi, że znaleźli miejsce w którym prawdopodobnie znajdował się Mark z całą ekipą. Miejsce było oddalone cztery godziny drogi od Londynu. Jedynym sposobem żeby sprawdzić czy tam właśnie jest Melanie, było pojechanie tam. Takim właśnie sposobem siedziałem już zniecierpliwiony w samochodzie Tommo. Jechaliśmy dobrą godzinę w zupełnym milczeniu. Za oknem pędzącego samochodu wznosiło się słońce, ulice były opustoszałe nic dziwnego było całkiem wcześnie. Odwróciłem swój wzrok i spojrzałem na Louisa, miał zaciśnięte usta w wąską linie, a dłonie stanowczo zaciskał na kierownicy. Cholernie się denerwowałem, nie miałem pojęcia w jakim stanie znajduję się teraz Melanie. Przerażało mnie to.
Po niespełna dwóch męczących godzinach, dojechaliśmy na miejsce. Tomlinson wskazał dłonią na kiwający się we wszystkie strony, stary znak.
- Tam musimy się dostać, ale już nie samochodem - powiedział mocno zachrypniętym głosem.
Pokiwałem tylko głową, na znak że rozumiem. Zaparkowaliśmy na poboczu, wyskakując szybko z auta. Uważnie zlustrowałem okolicę dookoła, wokół przewijały się zniszczone budynki i zardzewiałe blaszane garaże, nie wyglądało na to że tu ktokolwiek mieszkał. Naprawdę nieprzyjemnie.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy na wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Louis szedł przodem, prowadząc. Chwilę później przed nami pojawił się wysoki budynek z ciemniej cegły, przed nim stały dwa czarne vany o identycznych rejestracjach które namierzył Louis. Koło samochodów kręciło się czterech umięśnionych facetów. Ukryliśmy się za wysokimi krzewami, pozostając niezauważonymi.
- Mamy skurwiela - mruknął pod nosem Tommo, zadowolony ze swojej roboty.
Przeczytałeś? Skomentuj, daje nam to ogromną motywacje x