- Och, Mel! - podszedł chwiejnym krokiem w moją stronę.
- Dlaczego tu jesteś? - krzyknęłam, stojąc zaledwie dwa kroki od niego. - Po co tu przyszedłeś? - rzuciłam kolejne pytanie w jego stronę nie czekając na odpowiedź.
- Nie wiem - wybełkotał, przeczesując ręką mokre włosy. Następnie potrząsną nimi pozbywając się nadmiaru wody.
Na jego suchych ustach wymalował się leniwy uśmiech, zamrugał kilkakrotnie i przetarł jedną ręką przekrwione oczy.
-Wejdź do środka, zamówię ci taksówkę - odwróciłam się, dając mu znać żeby szedł za mną.
Harry mruknął coś niezrozumiale pod nosem i ruszył powoli. Otworzyłam szerzej drzwi przechodząc przez próg. Zdjęłam z siebie część zimowej garderoby i czekałam, aż Harry uporał się ze swoim obuwiem. Rzucił je gdzieś w kąt i wyprostował się momentalnie, co nie wróżyło nic dobrego. Zbyt duża ilość alkoholu we krwi dała o sobie znać. Zachwiał się niebezpiecznie na nogach i całym swoim ciężarem opadł na mnie, przygniatając moje ciało do drewnianej powłoki. Nie mogłam wykonać, żadnego ruchu. Byłam całkowicie bezradna w tej sytuacji. Oddech miarowo przyspieszał, kiedy Harry opierał swoje czoło o moje. Woń alkoholu unosiła się w powietrzu. Patrzyłam prosto w zaszklone i opuchnięte oczy Harry'ego. Zastanawiało mnie to dlaczego się tu pojawił i w takim stanie, coś musiało się stać.
Złapał za mój podbródek, podciągając głowę do góry, tak żebym na niego spojrzała. Przejechał opuszkami palców po policzku i założył kosmyk opadających włosów za ucho. Przyłożył swoje usta do mojego ucha:
- Piękna jesteś
Jego niezwykle ochrypnięty głos rozniósł się echem po przedpokoju. Podparł się ręką o drzwi, prostując się przy tym. Zdecydowanie górował nade mną swoim wzrostem. Przez chwile próbowałam uspokoić swoje roztrzepane emocje i przywrócić do normy przyspieszony oddech. Przeszłam obok Harry'ego i ruszyłam do salonu. Zastałam pustkę. Lucy nie było. Wyjechała do sanatorium na dwa tygodnie, miałam cały dom dla siebie.
Zapaliłam światło i powędrowałam do kuchni zrobić coś ciepłego do picia dla mnie i Harry'ego. Kiedy je zrobiłam wróciłam z dwoma kupkami gorącego kakao. Podałam je chłopakowi i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak Harry jest mokry. Sweter i spodnie był całe przesiąknięte. Wielkie krople wody spadały na pakiet uderzając o twardą powierzchnie, rozbijając się na tysiące małych kawałeczków. Włosy przylepiały się do skóry, tworząc ogromny nieład.
- Chodź ze mną
Chwyciłam po drodze torbę i poszłam w stronę pokoju. Odwróciłam głowę spoglądając przez ramię czy Harry idzie za mną. Dotrzymywał mi kroku, kurczowo trzymając się poręczy. Gdy weszliśmy do pomieszczenia odłożyłam swój gorący napój na biurko i wrzuciłam pod nie torbę treningową. Następnie podeszłam do szafy, otwierając ją na całą szerokość. Zaczęłam przegrzebywać pomiędzy stertami nieużywanych już ciuchów. Chłopak stał nade mną i bacznie przyglądał mi się co robiłam. Po chwili wyciągnęłam z niej szare dresy i czarny przetarty podkoszulek z logiem Pink Floyd. Ubrania należały do mojego zmarłego taty, leżały w szafie już sporo czasu.
- Trzymaj. - wyciągnęłam rękę z ciuchami - Idź się przebrać - wskazałam drugą ręką łazienkę.
Uśmiechnął się tak, że w jego policzkach uformowały się dwa małe dołeczki. Odwrócił się tyłem do mnie i położył ubrania na łóżku, które przed sekundą mu wręczyłam. Odłożył kubek z kakao na burko, tuż obok mojego i ponownie wrócił na miejsce w którym stał. Z ciekawością obserwowałam, każdy ruch Harry'ego. Uśmiechnęłam się lekko do niego, ale mój uśmiech stopniowo znikał kiedy zaczął się rozbierać, stojąc naprzeciwko mnie. Zignorował moje słowa totalnie i wolał przebrać się tutaj. Och. Chwycił końcówki beżowego swetra i podciągnął go do góry, przeciągając go przez głowę. Miał szerokie ramiona, wąskie biodra i idealnie wyrzeźbione tors. Każdy mięsień było dokładnie widać. Na klatce piersiowej oraz ramieniu widniało parę tatuaży. Jego szyja błyszczała od spływających kropel wody.
- Gdzie Lucy? - zapytał ukazując szereg białych białych zębów
Przygryzłam wargę i głośno przełknęłam ślinę. Jego tęczówki były głęboko wpatrzone w moje i ani na sekundę nie oderwał ode mnie wzroku.
- Wyjechała - wymamrotałam, próbując uniknąć palącego wzroku chłopaka
Zrzucił sweter na podłogę i brał się za odpinanie czarnego paska od spodni. Zawiesiłam wzrok na idealnie zarysowanej lini bioder, formującą się w literę 'V'. Zjechałam wzrokiem niżej, spod jeansowych czarnych spodni wystawała linia tasiemki Calvin'a Klein'a. Zamknęłam oczy, mocno zaciskając powieki.
- Pójdę po ręcznik - odwróciłam wzrok i przeszłam obok Harry'ego, który z triumfalnym uśmieszkiem ubierał spodnie dresowe.
Weszłam do łazienki i otworzyłam jedną z szafek wyciągając z niej biały puszysty ręcznik. Wróciłam do pokoju wręczając go Harry'emu, który siedział na łóżku. Chwycił go i osuszył swoje mokre włosy, przetarł kark i zawiesił ręcznik po obu stronach szyi.
- Dziękuję - uśmiechnął się i zmarszczył brwi. Zdezorientowana zrobiłam to samo i popatrzyłam najpierw na niego a potem na siebie, ach, no tak - Tobie się bardziej przyda - podał mi puszysty materiał
- Dzięki
Zabrałam ze sobą mokre rzeczy Harry'ego i suche ubrania dla siebie, poinformowałam go też, że jak wrócę to zadzwonię po taksówkę. W sumie to dlaczego on tego nie mógł zrobić? Nie widziałam żeby wyciągał telefon, a w kieszeniach spodni na pewno go nie ma. Może go po prostu nie brał ze sobą.
Zamknęłam za sobą drzwi w łazience, wsunęłam na swoje ciało ciepłą bluzę i szorty. Przemyłam twarz i wyszczotkowałam zęby. Rozwiesiłam mokre ubrania na suszarce i wyszłam. Chwyciłam telefon i wpisałam numer. Już chciałam przycisnąć zieloną słuchawkę, dzwoniąc po taksówkę. Kiedy weszłam do pokoju, stanęłam i wpatrywałam się w jeden punkt. Harry.
Tylko głowa wystawała spod kołdry. Drobne loki uformowały się w jeden wielki nieład na głowie. Otulony w pościel spał. Nie miałam serca, żeby go teraz obudzić. Wyglądał tak niewinnie.
Było już dość późno, mimo wyczerpującego treningu nie byłam zmęczona tak bardzo. Chwyciłam książkę, którą parę dni temu miałam dokończyć, ale nie miałam na to czasu. Wzięłam po drodze kubek z chłodnym już kakao. Nie chcą budzić Harry'ego zeszłam do salonu. Zagłębiłam się w lekturze, która całkowicie mnie pochłonęła.
Powieki stawały się coraz cięższe, litery mieszały się ze sobą. Już nie miałam pojęcia o czym tak naprawdę czytałam. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Byłam wyczerpana, teraz potrzebowałam tylko snu. Zaczęłam rozglądać się wokół siebie w celu znalezienia czegoś do okrycia się. Nic takiego nie znalazłam. Musiałam wstać i iść po coś do przykrycia.
Westchnęłam wchodząc do środka pokoju. Tuż koło łóżka świeciła się mała lampka, oświetlając twarz Harry'ego. Przeszłam na drugi koniec pokoju starając się być jak najciszej. Odsunęłam komodę i wyciągnęłam z niej gruby, puszysty koc. Zamknęłam delikatnie szufladę i odwróciłam się na pięcie. Na palcach skierowałam się w kierunku szafki nocnej by zgasić małe światełko.
- Zostaniesz ze mną? - zapytał niskim i jakże atrakcyjnym głosem
- Um...Harr - nie pozwolił mi dokończyć
- Proszę - wyszeptał, odchylając pościel i robiąc mi miejsce
Byłam tak zmęczona, że nie myślałam już o niczym. Odrzuciłam koc i weszłam do środka. Zamknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem. Poczułam jak nagle ramię Harry'ego oplata mnie wokół tali i przyciąga mnie do swojego nagiego torsu. Zadrżałam pod wpływem jego nagłego dotyku. Położył głowę tuż przy moim uchu.
- Coś się stało, Harry? - zapytałam próbując przekręcić głowę w bok.
- Nie teraz, Mel - szepnął drżącym głosem - Jutro - dokończył
Westchnął głośno i wtulił się w moje ramie, składając delikatne pocałunki na szyi.
- Dobranoc księżniczko - powiedział kiedy usypiałam w jego objęciach.
_______________________________________________
Dziękujemy za ponad 10 tysięcy wyświetleń, za każdy komentarz. Dla nas na prawdę wiele znaczy. To wszystko motywuje nas do dalszego pisania. Jesteście niesamowici x
wtorek, 27 sierpnia 2013
czwartek, 15 sierpnia 2013
Rozdział 12.
Przez resztę dnia nie mogłam się w ogóle skupić na tym co robię. Byłam rozkojarzona. Moje myśli w kółko krążyły wokół mężczyzny na zdjęciu. Z tego co powiedział mi koleś z FBI, Louis. Kradzieże, włamania i morderstwa charakteryzowały go najbardziej. Wszystko uchodziło mu na sucho, nie pozostawiał po sobie śladu. Robił wszystko szybko, sprawnie i znikał z miejsca akcji. Kiedy postawiał sobie jakiś cel zawsze go zdobywał. Teraz to wszystko nabierało jakiegokolwiek sensu. Pojawiał się, ale tylko w nocy tak, żeby ryzyko znalezienia go były jak najmniejsze. Ubrany na czarno tak, żeby było go jak najtrudniej zdemaskować. Był zdolny zrobić wszystko to czego zapragnie. Zawsze dostawał to co chciał.
Aż do tego czasu nie byłam świadoma tego z kim tak naprawdę się parę razy zetknęłam. To było przerażające.
Dochodziła godzina czternasta za niecałe dziesięć minut kończyłam swoją zmianę.
- Melanie - pisnęła Danielle przechodząc przez próg sklepu.
- Dan - odpowiedziałam kiedy stała już obok mnie.
Uściskała mnie przyjaźnie i pobiegła na zaplecze sklepu. W tym czasie zaczęłam układać przeróżne koszule, bluzki, swetry na półkach. Po upłynięciu niecałych pięciu minut dołączyła do mnie. Danielle zaczęła swoją zmianę więc ja już mogłam wrócić do domu. Pożegnałam się z nią i ruszyłam pospiesznie do domu. Byłam wykończona dzisiejszym dniem, a jeszcze czekał mnie wyczerpujący trening wieczorem.
W ciągu następnych kilku tygodni w moje życie przybrało normalny obrót. Nic specjalnego się nie wydarzyło. Na treningi chodziłam częściej, oddałam się całkowicie boksowi, przez co coraz bardziej doskonaliłam się w tym co kocham. Zbliżała się zima, na dworze robiło się coraz chłodniej, zmrok zapadał już przed siedemnastą. Nie ukrywam, że teraz wraz z babcią żyło się nam gorzej. Brakowało nam pieniędzy. Trzeba opłacać mnóstwo rachunków, między innymi prąd, wodę. Nie myślę już o kosztach, które trzeba będzie zapłacić za ogrzewanie mieszkania w zimie. Ceny będą zapewne bardzo wysokie. Moja pensja, którą dostaje każdego miesiąca nie zawsze wystarcza, zaś emerytura Lucy jest nie wielka. Moim marzeniem jest pójść na studia, skończyć je i dostać dobrze płatną prace, tak żebyśmy z babcią nie musiały się ograniczać z wieloma rzeczami. Nie jest nam teraz łatwo, na żadne przyjemności sobie nie mogę pozwolić. Nie mogę wyjść ze znajomymi do kina, na zakupy, co dopiero wyjechać gdzieś na wakacje za granice.
Przez dość długi czas nie widziałam Harry'ego ani Mark'a przed którym ostrzegał mnie Louis. Dał mi swoją wizytówkę w razie kiedy kolejny raz spotkałabym go. Chcą złapać Mark'a ale nie udaje im się to za jego przebiegłość.
Ból w kręgosłupie się nasilił, kiedy schylałam się by podnieść torbę z ziemi, z moich ust wydostał się cichy jęk. Włożyłam wszystkie rzeczy i zasunęłam torbę. Wyszłam z szatni gasząc światło. Zarzuciłam na ramię torbę i ponownie jęknęłam z bólu, to wszytko przez dzisiejszy trening. Raz wracam do domu posiniaczona i obolała a raz przychodzę żadnego draśnięcia. Dziś właśnie jest ten dzień kiedy czuję się fatalnie, wszystko mnie boli. Dolną część pleców delikatnie pomasowałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Chłodne powietrze otoczyło mnie całą , kiedy wyszłam z ciepłego ogrzewanego pomieszczenia. Wiatr rozwiał momentalnie moje włosy na wszystkie możliwe strony, obwiązałam ciaśniej szalik wokół szyi i schowałam podbródek do środka. Zacisnęłam mocniej szczękę, kiedy robiło mi się jeszcze zimniej. Skrzywiłam się gdy telefon zaczął brzęczeć w kieszeni moich jeansów. Odebrałam nie parząc na numer, który właśnie dzwonił
- Halo? - mój głos nie wyrażał żadnych uczyć
- Meleanie! - powiedziała w tym samym czasie co ja, rozpromieniona Danielle. Przerwała, kiedy usłyszała mój głos.
- Wszystko dobrze? - zapytała przejęta. Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się tak jakby właśnie stała na przeciwko mnie.
- Tak, tak wszystko dobrze - odpowiedziałam pośpiesznie
- To się cieszę. Mam dla ciebie dobre wieści, kochana - przerwała na chwile, żeby wziąć oddech
- Słucham - powiedziałam skręcając w stronę domu
- Zabieram cię na zakupy - zapiszczała do słuchawki - Nie ma żadnego ale - dodała
- Dan, ja nie mogę - westchnęłam - Nie mam kasy
- Przestań! Ja płacę - powiedziała i wiedziałam, że uśmiecha się do słuchawki
- Twoje urodziny są niedługo - dodała po chwili
- Dopiero za trzy tygodnie - wymamrotałam - Nie chce żebyś za mnie płaciła - powiedziałam, gdy byłam parę kroków od mieszkania. Zaczęłam przeszukiwać torebkę w celu znalezienia kluczy.
- W takim razie, to będzie twój prezent urodzinowy
- Nie musisz tego robić - uśmiechnęłam się wiedząc, że tak łatwo nie odpuści
- Muszę, Melanie - powiedziała podekscytowała
- Dobrze, pójdę z tobą. Dziękuję
- Zadzwonię ci kiedy dokładnie się spotkamy. Do zobaczenia, Melanie - zaśmiała się i rozłączyła
- Pa - odpowiedziałam ale już za późno żeby Dan mogła to usłyszeć.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy wiedząc, że ma się tak cudowną przyjaciółkę jak Danielle. Jest niesamowitą osobą, potrafi rozweselić każdego, tryska energia na wszystkie strony. Sympatyczna, wesoła, urocza, śliczna, czasami dziwie się dlaczego nie ma chłopaka. Jest niezwykle utalentowana, od dzieciństwa tańczy. Poznałyśmy się przez przypadek, kiedy na nią wpadłam pod studio tańca, potem okazało się że pracuje w tym samym miejscu co ja. Zabawna historia. Od prawie dwóch lat jesteśmy przyjaciółkami. Jest jak największy skarb na świecie.
Schowałam telefon do kieszeni i ścisnęłam mocniej pąk kluczy, kiedy zorientowałam się, że na dworze jest już zupełnie ciemno. Starałam się unikać wracania do domu o tej porze, bałam się.
Niecałe pięć minut drogi dzieliło mnie od mieszkania i akurat w tym momencie musiał spaść deszcz, gęsty. Wielkie krople zaczęły na mnie spadać, utrudniając mi jednocześnie widoczność. W przeciągu paru sekund byłam cała mokra. Wszystko się do mnie lepiło. Zaczęłam biec, żeby jak najszybciej dostać się do domu. Tuż przed wejściem zatrzymałam się i patrzyłam w jeden poruszający się punkt przede mną. Tym punktem na mojej drodze była osoba, nie mogłam dokładnie stwierdzić kto nią był. Ogromne spadające krople deszczu i mrok uniemożliwiały mi to. Pochyliłam się do przodu tak jakby miało mi to w czymś pomóc. Postać się zbliżała i mogłam stwierdzić, że był to mężczyzna. Mamrotał coś niezrozumiale pod nosem i kręcił się na wszystkie strony. Zaczął niespodziewanie krzyczeć. Zapewne był to jakiś pijany chłopak. Tacy byli dosyć często spotykani. Zignorowałam go. Odwróciłam się i skierowałam do drzwi wejściowych, przekręciłam klucz w zamku i już miałam przekraczałam próg mieszkania, kiedy ochrypły i niewyraźny głos się odezwał
- Melanie, słoneczko moje, poczekaj - wybełkotał i ruszył w moją stronę potykając się o własne nogi
Moje zwężone oczy momentalnie się rozszerzyły, a usta same otworzyły.
- Harry?! - pisnęłam zaskoczona
__________________________________________________________
Kolejny raz przepraszamy, że rozdziały nie są dodawane tak często.
Do końca wakacji już nie wyjeżdżamy więc rozdziały powinny pojawiać się w miarę regularnie.
Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach to zostawcie swój nick z twitter'a w zakładce 'Informowani'
Aż do tego czasu nie byłam świadoma tego z kim tak naprawdę się parę razy zetknęłam. To było przerażające.
Dochodziła godzina czternasta za niecałe dziesięć minut kończyłam swoją zmianę.
- Melanie - pisnęła Danielle przechodząc przez próg sklepu.
- Dan - odpowiedziałam kiedy stała już obok mnie.
Uściskała mnie przyjaźnie i pobiegła na zaplecze sklepu. W tym czasie zaczęłam układać przeróżne koszule, bluzki, swetry na półkach. Po upłynięciu niecałych pięciu minut dołączyła do mnie. Danielle zaczęła swoją zmianę więc ja już mogłam wrócić do domu. Pożegnałam się z nią i ruszyłam pospiesznie do domu. Byłam wykończona dzisiejszym dniem, a jeszcze czekał mnie wyczerpujący trening wieczorem.
W ciągu następnych kilku tygodni w moje życie przybrało normalny obrót. Nic specjalnego się nie wydarzyło. Na treningi chodziłam częściej, oddałam się całkowicie boksowi, przez co coraz bardziej doskonaliłam się w tym co kocham. Zbliżała się zima, na dworze robiło się coraz chłodniej, zmrok zapadał już przed siedemnastą. Nie ukrywam, że teraz wraz z babcią żyło się nam gorzej. Brakowało nam pieniędzy. Trzeba opłacać mnóstwo rachunków, między innymi prąd, wodę. Nie myślę już o kosztach, które trzeba będzie zapłacić za ogrzewanie mieszkania w zimie. Ceny będą zapewne bardzo wysokie. Moja pensja, którą dostaje każdego miesiąca nie zawsze wystarcza, zaś emerytura Lucy jest nie wielka. Moim marzeniem jest pójść na studia, skończyć je i dostać dobrze płatną prace, tak żebyśmy z babcią nie musiały się ograniczać z wieloma rzeczami. Nie jest nam teraz łatwo, na żadne przyjemności sobie nie mogę pozwolić. Nie mogę wyjść ze znajomymi do kina, na zakupy, co dopiero wyjechać gdzieś na wakacje za granice.
Przez dość długi czas nie widziałam Harry'ego ani Mark'a przed którym ostrzegał mnie Louis. Dał mi swoją wizytówkę w razie kiedy kolejny raz spotkałabym go. Chcą złapać Mark'a ale nie udaje im się to za jego przebiegłość.
Ból w kręgosłupie się nasilił, kiedy schylałam się by podnieść torbę z ziemi, z moich ust wydostał się cichy jęk. Włożyłam wszystkie rzeczy i zasunęłam torbę. Wyszłam z szatni gasząc światło. Zarzuciłam na ramię torbę i ponownie jęknęłam z bólu, to wszytko przez dzisiejszy trening. Raz wracam do domu posiniaczona i obolała a raz przychodzę żadnego draśnięcia. Dziś właśnie jest ten dzień kiedy czuję się fatalnie, wszystko mnie boli. Dolną część pleców delikatnie pomasowałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Chłodne powietrze otoczyło mnie całą , kiedy wyszłam z ciepłego ogrzewanego pomieszczenia. Wiatr rozwiał momentalnie moje włosy na wszystkie możliwe strony, obwiązałam ciaśniej szalik wokół szyi i schowałam podbródek do środka. Zacisnęłam mocniej szczękę, kiedy robiło mi się jeszcze zimniej. Skrzywiłam się gdy telefon zaczął brzęczeć w kieszeni moich jeansów. Odebrałam nie parząc na numer, który właśnie dzwonił
- Halo? - mój głos nie wyrażał żadnych uczyć
- Meleanie! - powiedziała w tym samym czasie co ja, rozpromieniona Danielle. Przerwała, kiedy usłyszała mój głos.
- Wszystko dobrze? - zapytała przejęta. Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się tak jakby właśnie stała na przeciwko mnie.
- Tak, tak wszystko dobrze - odpowiedziałam pośpiesznie
- To się cieszę. Mam dla ciebie dobre wieści, kochana - przerwała na chwile, żeby wziąć oddech
- Słucham - powiedziałam skręcając w stronę domu
- Zabieram cię na zakupy - zapiszczała do słuchawki - Nie ma żadnego ale - dodała
- Dan, ja nie mogę - westchnęłam - Nie mam kasy
- Przestań! Ja płacę - powiedziała i wiedziałam, że uśmiecha się do słuchawki
- Twoje urodziny są niedługo - dodała po chwili
- Dopiero za trzy tygodnie - wymamrotałam - Nie chce żebyś za mnie płaciła - powiedziałam, gdy byłam parę kroków od mieszkania. Zaczęłam przeszukiwać torebkę w celu znalezienia kluczy.
- W takim razie, to będzie twój prezent urodzinowy
- Nie musisz tego robić - uśmiechnęłam się wiedząc, że tak łatwo nie odpuści
- Muszę, Melanie - powiedziała podekscytowała
- Dobrze, pójdę z tobą. Dziękuję
- Zadzwonię ci kiedy dokładnie się spotkamy. Do zobaczenia, Melanie - zaśmiała się i rozłączyła
- Pa - odpowiedziałam ale już za późno żeby Dan mogła to usłyszeć.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy wiedząc, że ma się tak cudowną przyjaciółkę jak Danielle. Jest niesamowitą osobą, potrafi rozweselić każdego, tryska energia na wszystkie strony. Sympatyczna, wesoła, urocza, śliczna, czasami dziwie się dlaczego nie ma chłopaka. Jest niezwykle utalentowana, od dzieciństwa tańczy. Poznałyśmy się przez przypadek, kiedy na nią wpadłam pod studio tańca, potem okazało się że pracuje w tym samym miejscu co ja. Zabawna historia. Od prawie dwóch lat jesteśmy przyjaciółkami. Jest jak największy skarb na świecie.
Schowałam telefon do kieszeni i ścisnęłam mocniej pąk kluczy, kiedy zorientowałam się, że na dworze jest już zupełnie ciemno. Starałam się unikać wracania do domu o tej porze, bałam się.
Niecałe pięć minut drogi dzieliło mnie od mieszkania i akurat w tym momencie musiał spaść deszcz, gęsty. Wielkie krople zaczęły na mnie spadać, utrudniając mi jednocześnie widoczność. W przeciągu paru sekund byłam cała mokra. Wszystko się do mnie lepiło. Zaczęłam biec, żeby jak najszybciej dostać się do domu. Tuż przed wejściem zatrzymałam się i patrzyłam w jeden poruszający się punkt przede mną. Tym punktem na mojej drodze była osoba, nie mogłam dokładnie stwierdzić kto nią był. Ogromne spadające krople deszczu i mrok uniemożliwiały mi to. Pochyliłam się do przodu tak jakby miało mi to w czymś pomóc. Postać się zbliżała i mogłam stwierdzić, że był to mężczyzna. Mamrotał coś niezrozumiale pod nosem i kręcił się na wszystkie strony. Zaczął niespodziewanie krzyczeć. Zapewne był to jakiś pijany chłopak. Tacy byli dosyć często spotykani. Zignorowałam go. Odwróciłam się i skierowałam do drzwi wejściowych, przekręciłam klucz w zamku i już miałam przekraczałam próg mieszkania, kiedy ochrypły i niewyraźny głos się odezwał
- Melanie, słoneczko moje, poczekaj - wybełkotał i ruszył w moją stronę potykając się o własne nogi
Moje zwężone oczy momentalnie się rozszerzyły, a usta same otworzyły.
- Harry?! - pisnęłam zaskoczona
__________________________________________________________
Kolejny raz przepraszamy, że rozdziały nie są dodawane tak często.
Do końca wakacji już nie wyjeżdżamy więc rozdziały powinny pojawiać się w miarę regularnie.
Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach to zostawcie swój nick z twitter'a w zakładce 'Informowani'
czwartek, 1 sierpnia 2013
Rozdział 11.
Promienie słońca przedostały się przez rolety w pokoju oświetlając całe wnętrze. Podniosłam się z materaca przecierając jednocześnie zaspane oczy. Nie przypominam sobie żebym usnęła w pokoju i w dodatku w ubraniach. Wstałam z łóżka, bo stwierdziłam że i tak już dłużej nie będę spała. Na tarczy zegarka widniała godzina siódma rano. Wyciągnęłam z szafy odpowiednie ubrania do pracy. Tym razem była to czarna dopasowana spódnica, sięgająca przed kolano oraz śnieżno białą bluzkę z lekki dekoltem. Przygotowawszy ciuchy ruszyłam do łazienki się odświeżyć. Wzięłam szybki relaksujący prysznic. Czułam ulgę, kiedy chłodna woda obmywałam moje zmęczone ciało. Umyłam włosy szamponem a następnie nałożyłam na nie odżywkę. Spłukałam letnią wodą i wyszłam. Wytarłam ciało miękkim ręcznikiem, przeczesałam splątane włosy i ruszyłam do pokoju. Wsunęłam na siebie ubrania. Włosy wysuszyłam i lekko podkręciłam. Do torebki wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy. Gotowa wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Przygotowałam na śniadanie naleśniki z sosem klonowym i herbatę. Usmażenie naleśników zajęło mi niecałe piętnaście minut. Po zjedzonym posiłku posprzątałam. Jedyną rzeczą, której teraz potrzebowałam to telefon. Przeszukałam już każdy zakątek mieszkania, ale i tak nigdzie go nie znalazłam. Miałam jeszcze pół godziny czasu do wyjścia z domu. Zrezygnowana usiadłam na kanapie, starając nie pognieść idealnie wyprasowanych ubrań. Moją uwagę przykuła mała karteczka wystająca z brzegu ławy. Na niej był położony mój telefon, którego przed chwilą usilnie szukałam. Dziwne, że go wcześniej nie zauważyłam. Wzięłam urządzenie do ręki, spojrzałam na wyświetlacz. Nie było żadnego powiadomienia. Chwyciłam do drugiej ręki małą złożoną karteczkę zaadresowaną moim imieniem. Uchyliłam ją, staranne pismo rzucało się na pierwszy rzut oka.
'Spotkamy się za niedługo'
~Harry
Zdezorientowana, schowałam ją do torebki, tak samo jak mojego iPhone. Wspomnienia z zeszłego wieczoru odtworzyły mi się w pamięci. Ciepłe i miękkie usta Harry'ego, które z zachłannością się wbijały w moje. Duże dłonie, które błądziły po moim ciele. Miałam wrażenie, tak jakby to się działo w tej chwili. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a przez ciało przeleciało stado dreszczy. Uśmiech na twarzy mimowolnie się wymalował, ale już parę sekund później znikł. Powodem tego był mężczyzna, mężczyzna z bronią. Nie chciałam o tym myśleć, ale nie dawało mi to spokoju. Nie miałam pojęcia kto nim jest i czego chce. Przerażało mnie to.
- Dzień dobry, Melanie - przywitała mnie babcia, wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry - odpowiedziałam lekko wytrącona z rozmyślań.
Podeszłam do blatu kuchennego, oparłam się i spojrzałam na Lucy.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Tak, mów o co chodzi - zachęcała mnie do mówienia staruszka.
- Czy, czy wiesz kto to jest Mark? Wysoki brunet, ma z tego co pamiętam dwadzieścia lat - powiedziałam tak szybo, aż zabrakło mi tchu.
Przyglądałam się babci czekając na odpowiedź. Wyglądała na bardzo zakłopotaną, nie wiedziała co powiedzieć. Jej twarz momentalnie zbladła, zaczęła się rozglądać na wszystkie strony, tak byle nie patrzeć w moje oczy. Widać było, że było jej trudno odpowiedzieć na to pytanie.
- Tak, wiem kto to jest - odpowiedziała pospiesznie - Idź do pracy, bo się spóźnisz - dodała.
Rzeczywiście było już dość późno, miałam niecałe pół godziny do otwarcia sklepu. Chwytając po drodze czarną kurtkę. Na dworze pogoda nie była najlepsza, zanosiło się na deszcz. Nie powiem, że nie zdziwiło mnie zachowanie Lucy. Nigdy się tak nie zachowywała. Dziwne.
Po nie całych dwudziestych minutach znajdowałam się pod ogromnym centrum handlowym, w którym pracowałam wraz z Danielle. Weszłam głównymi drzwiami i od razu skierowałam się na pierwsze piętro budynku. Otworzyłam sklep, odłożyłam swoje rzeczy na zaplecze. Włączyłam światła, muzykę i stanęłam za ladą. Czekało mnie pięć godzin męczarni. Na czternastą przychodziła Dani na swoją zmianę.
Dzień w sklepie ciągnął się nieubłaganie. Ludzie wchodzili i wychodzili. Zdarzało się, że coś kupili, choć rzadko się to zdarzało. Wysokie ceny. Markowe ubrania. Najwyższa klasa. Sklep, w którym pracowałam nie był takim zwyczajnym sklepem dla przeciętnych ludzi. Kupowali tu ci najbogatsi. Z rozmyślań wyrwał mnie donośny głos mężczyzny. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Miał elegancki czarny garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Niesfornie ułożone włosy w odcieniu brązu kontrastowały z oczami. Lekki zarost dodawał mu dojrzałości. Był przystojny, widać było to od razu. Mierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Zniecierpliwiony przygryzł dolną wagę.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytałam
- Dzień dobry, Louis Tomlinson. FBI - po wypowiedzeniu jego słów moje oczy się szerzej otworzyły.
Po jaką cholerę on tu przyszedł? Z czarnej marynarki wyciągną legitymacje przedstawiającą jego tożsamość. Rzeczywiście był z FBI. Sięgnął ponowie do marynarki i wyciągnął z niej tym razem zdjęcie. Zdjęcie mężczyzny. Położył je na blacie i przysunął bliżej mnie. Wzięłam je do rąk i zaczęłam się mu przyglądać.
- Zna go pani? - zapytał po chwili
Znajome rysy twarzy, oczy, uśmiech. Zdecydowanie wiem kto to jest. Ciarki przeleciały mi po placach, kiedy przypomniałam sobie go.
- Tak, znam
______________________________________________________
Przepraszamy, że rozdziały nie są dodawane regularnie, ale to dlatego, że co chwile gdzieś wyjeżdżamy i nie ma nas w domu.
Liczymy na komentarze x
'Spotkamy się za niedługo'
~Harry
Zdezorientowana, schowałam ją do torebki, tak samo jak mojego iPhone. Wspomnienia z zeszłego wieczoru odtworzyły mi się w pamięci. Ciepłe i miękkie usta Harry'ego, które z zachłannością się wbijały w moje. Duże dłonie, które błądziły po moim ciele. Miałam wrażenie, tak jakby to się działo w tej chwili. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a przez ciało przeleciało stado dreszczy. Uśmiech na twarzy mimowolnie się wymalował, ale już parę sekund później znikł. Powodem tego był mężczyzna, mężczyzna z bronią. Nie chciałam o tym myśleć, ale nie dawało mi to spokoju. Nie miałam pojęcia kto nim jest i czego chce. Przerażało mnie to.
- Dzień dobry, Melanie - przywitała mnie babcia, wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry - odpowiedziałam lekko wytrącona z rozmyślań.
Podeszłam do blatu kuchennego, oparłam się i spojrzałam na Lucy.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Tak, mów o co chodzi - zachęcała mnie do mówienia staruszka.
- Czy, czy wiesz kto to jest Mark? Wysoki brunet, ma z tego co pamiętam dwadzieścia lat - powiedziałam tak szybo, aż zabrakło mi tchu.
Przyglądałam się babci czekając na odpowiedź. Wyglądała na bardzo zakłopotaną, nie wiedziała co powiedzieć. Jej twarz momentalnie zbladła, zaczęła się rozglądać na wszystkie strony, tak byle nie patrzeć w moje oczy. Widać było, że było jej trudno odpowiedzieć na to pytanie.
- Tak, wiem kto to jest - odpowiedziała pospiesznie - Idź do pracy, bo się spóźnisz - dodała.
Rzeczywiście było już dość późno, miałam niecałe pół godziny do otwarcia sklepu. Chwytając po drodze czarną kurtkę. Na dworze pogoda nie była najlepsza, zanosiło się na deszcz. Nie powiem, że nie zdziwiło mnie zachowanie Lucy. Nigdy się tak nie zachowywała. Dziwne.
Po nie całych dwudziestych minutach znajdowałam się pod ogromnym centrum handlowym, w którym pracowałam wraz z Danielle. Weszłam głównymi drzwiami i od razu skierowałam się na pierwsze piętro budynku. Otworzyłam sklep, odłożyłam swoje rzeczy na zaplecze. Włączyłam światła, muzykę i stanęłam za ladą. Czekało mnie pięć godzin męczarni. Na czternastą przychodziła Dani na swoją zmianę.
Dzień w sklepie ciągnął się nieubłaganie. Ludzie wchodzili i wychodzili. Zdarzało się, że coś kupili, choć rzadko się to zdarzało. Wysokie ceny. Markowe ubrania. Najwyższa klasa. Sklep, w którym pracowałam nie był takim zwyczajnym sklepem dla przeciętnych ludzi. Kupowali tu ci najbogatsi. Z rozmyślań wyrwał mnie donośny głos mężczyzny. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Miał elegancki czarny garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Niesfornie ułożone włosy w odcieniu brązu kontrastowały z oczami. Lekki zarost dodawał mu dojrzałości. Był przystojny, widać było to od razu. Mierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Zniecierpliwiony przygryzł dolną wagę.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytałam
- Dzień dobry, Louis Tomlinson. FBI - po wypowiedzeniu jego słów moje oczy się szerzej otworzyły.
Po jaką cholerę on tu przyszedł? Z czarnej marynarki wyciągną legitymacje przedstawiającą jego tożsamość. Rzeczywiście był z FBI. Sięgnął ponowie do marynarki i wyciągnął z niej tym razem zdjęcie. Zdjęcie mężczyzny. Położył je na blacie i przysunął bliżej mnie. Wzięłam je do rąk i zaczęłam się mu przyglądać.
- Zna go pani? - zapytał po chwili
Znajome rysy twarzy, oczy, uśmiech. Zdecydowanie wiem kto to jest. Ciarki przeleciały mi po placach, kiedy przypomniałam sobie go.
- Tak, znam
______________________________________________________
Przepraszamy, że rozdziały nie są dodawane regularnie, ale to dlatego, że co chwile gdzieś wyjeżdżamy i nie ma nas w domu.
Liczymy na komentarze x
Subskrybuj:
Posty (Atom)